Od zarania wzrastamy w poczuciu, że
większe- ważniejsze od małego.
-Jestem duży- cieszy się dziecko,
postawione na stole. – Jestem wyższy od ciebie – stwierdza z
uczuciem dumy, mierząc się z rówieśnikiem.
Przykro wspinać się na palcach i
nie móc dosięgnąć, ciężko drobnymi krokami nadążać za
dorosłymi; z małej ręki wyśliźnie się szklanka. Niezręcznie z
mozołem pnie się na krzesło, do pojazdu, na schody; nie może ująć
klamki, wyjrzeć przez okno, zdjąć lub zawiesić, bo wysoko. W
tłumie zasłaniają, nie dostrzegą, potrącą. Niewygodnie, przykro
być małym.
Szacunek i podziw budzi to, co duże,
więcej zajmuje miejsca. Mały – pospolity, nie ciekawy. Mali
ludzie, małe potrzeby, radości i smutki.
Imponują: wielkie miasto, wysokie
góry, wyniosłe drzewo. – Mówimy:
Dziecko małe, lekkie, mniej go
jest. – Musimy się pochylić, zniżyć ku niemu.
Co
gorsze, dziecko jest słabe.
Możemy podnieść, podrzucić do
góry, wbrew woli posadzić, możemy przemocą zatrzymać w biegu,
udaremnić wysiłek.
Ilekroć nie posłucha, mam w
rezerwie siłę. Mówię: „nie odchodź, nie rusz, odsuń się,
oddaj”. Ono wie, że musi; ile razy próbuje bezskutecznie, zanim
zrozumie, podda się, zrezygnuje.
Kto i kiedy, w jak wyjątkowych
warunkach, ośmieli się dorosłego pchnąć, szarpnąć, uderzyć? A
jak codzienny i niewinny – klaps, wymierzony dziecku, mocne
pociągnięcie za rękę, bolesny uścisk pieszczoty.
Poczucie niemocy wychowuje cześć
dla siły; każdy, już nie tylko dorosły, ale starszy i silniejszy,
może brutalnie wyrazić niezadowolenie, siłą poprzeć żądanie i
wymóc posłuch: może skrzywdzić bezkarnie.
Uczymy własnym przykładem
lekceważenia tego, co słabsze. Zła szkoła, ponura przepowiednia.
Zmieniło
się oblicze świata. Już nie siła mięśni wykonywa pracę i broni
przed wrogiem, nie siła mięśni wydziera ziemi, lasom, morzu –
panowanie, dosyt i bezpieczeństwo. Ujarzmiony niewolnik – maszyna.
Mięśnie straciły wyłączny przywilej i walor. – Tym większy
szacunek dla intelektu i wiedzy.
Podejrzany lamus, skromna cela
myśliciela- rozrosły się w hale i gmachy badacza. Narastają
piętra bibliotek, uginają się półki pod ciężarem ksiąg.
Zaludniły się świątynie dumnego rozumu. – Człowiek wiedzy
tworzy i rozkazuje. Hieroglify cyfr i kresek raz wraz ciskają tłumom
nowe zdobycze, dają świadectwo ludzkiej potęgi. – Trzeba to
wszystko ogarnąć pamięcią i rozumieniem.
Wydłużają się lata mozolnej
nauki, coraz więcej szkół, egzaminów, drukowanego słowa. – A
dziecko małe, słabe, krótko żyło – nie czytało, nie umie...
Groźne
zagadnienie, jak dzielić zdobyte obszary, jakie komu zadanie i
zapłata, jak się zagospodarować na opanowanym globie. Ile i jak
rozrzucić warsztaty, by nakarmić głodne pracy ręce i mózgi, jak
utrzymać mrowie ludzie w posłuchu i ładzie, jak się zabezpieczyć
przed złą wolą i szaleństwem jednostki, jak godziny życia
wypełnić działaniem, spoczynkiem i rozrywką, bronić przed
apatią, przesytem i nudą. Jak wiązać ludzi w karne skupienia,
ułatwiać porozumienie; kiedy rozpraszać i dzielić. Tu popędzać
i zachęcać, tam hamować, tu rozpalać, tam gasić.
Politycy i prawodawcy ostrożnie
próbują, a raz wraz się mylą.
I o dziecku radzą i postanawiają;
ale któż pytać się będzie naiwne o sąd i zgodę; cóż ono może
mieć do powiedzenia?
Obok
rozumu i wiedzy, w walce o byt i wpływy pomaga spryt. Zabiegliwy
wywęszy trop i nad wartość otrzyma zapłatę wbrew rzetelnym
obliczeniom, nagle i łatwo zdobywa; olśniewa i zazdrość budzi.
Przebiegle trzeba znać człowieka, - już nie ołtarze, ale chlewik
życia.
A dziecko drepce niezdarnie z
książką szkolną, piłką i lalką; przeczuwa, że bez jego
udziału, ponad nim, dzieje się ważne i silne, co decyduje o doli i
niedoli, karze i nagradza i łamie.
Kwiat jest zapowiedzią przyszłego
owocu, pisklę będzie kurą, która znosi jaja, cielę będzie
dawało mleko. Tymczasem staranie, wydatek i troska: czy się uchowa,
czy nie zawiedzie?
Młode budzi niepokój, długo
czekać trzeba; może będzie podporą starości i z nawiązką
pokryje. Ale zna życie posuchy, przymrozki i grady, co warzą i
niszczą plony.
Szukamy zapowiedzi, pragniemy
przewidzieć, zapewnić; niespokojne oczekiwanie, co będzie,
zwiększa lekceważenie tego, co jest.
Mała rynkowa wartość młodego.
Tylko wobec Prawa i Boga kwiat jabłoni tyle wart, co jabłko,
zielona ruń, ile łan dojrzały.
Piastujemy, osłaniamy, żywimy,
kształcimy. Nie troszcząc się, otrzymuje; czym byłoby bez nas,
którym wszystko zawdzięcza?
Jedynie, wyłącznie, wszystko tylko
– my.
Znamy drogi do pomyślności, dajemy
wskazówki i rady, rozwijamy zalety, tłumimy wady. Kierujemy,
poprawiamy, zaprawiamy. Ono nic, wszystko - my.
Rozkazujemy i żądamy posłuchu.
Moralnie i prawnie odpowiedzialni,
wiedząc i przewidując, jesteśmy jedynymi sędziami czynów,
ruchów, myśli i zamierzeń dziecka.
Wydajemy zlecenia, czuwamy nad
spełnieniem; zależnie od woli i rozumienia – nasze dzieci, nasza
własność – wara.
(Zmieniło się prawda co nieco. Już
nie tylko wola i autorytet wyłączny rodziny – ostrożna jeszcze,
ale już kontrola społeczna. Z lekka, niepostrzeżenie.
Żebrak rozporządza dowoli
jałmużną, dziecko nic nie ma własnego, musi zdać sprawę z
każdego, otrzymanego za darmo do użytku przedmiotu.
Nie wolno podrzeć, złamać,
zabrudzić, nie wolno podarować, nie wolno odrzucić niechętnie. Ma
przyjąć i być zadowolone. – Wszystko w oznaczonym miejscu i
czasie, rozważnie i zgodnie z przeznaczeniem.
(Może dlatego ceni bezwartościowe
drobiazgi, które budzą zdziwione politowanie: rupiecie – jedyna
naprawdę własność i bogactwo, sznurka, pudełka, paciorków).
Za świadczenia ma dziecko ulegać,
zasłużyć dobrym sprawowaniem – niech wyprosi, wyłudzi, byle nie
żądało. Nic mu się nie należy, z dobrej woli dajemy. (Nasuwa się
bolesna analogia: przyjaciółka bogacza).
Lekceważymy dziecko, bo nie wie,
nie domyśla się, nie przeczuwa.
Nie zna trudności i powikłań
dorosłego życia, nie wie, skąd płyną okresy naszych podnieceń,
zniechęceń i znużeń, co płoszy spokój i kwasi humory: nie zna
dojrzałych porażek i bankructw. Łatwo uśpić, zwieść naiwne i
ukryć.
Sądzi, że życie jest proste i
łatwe. Jest tatuś, jest mama; ojciec zarabia, mama kupuje. Nie zna
zdrad wobec obowiązków, ani sposobów walki człowieka o swoje i
więcej.
Samo wolne od trosk materialnych, od
mocnych pokus i wstrząśnień – znów nie wie i sądzić nie może.
– My zgadujemy je w lot, jednym niedbałym spojrzeniem na wskroś
przenikamy, bez śledztw wykrywamy nieudolne podstępy.
A może łudzimy się, sądząc, że
dziecko to tylko tyle, ile my chcemy? Może kryje się przed nami,
może cierpi skrycie?