George Friedman |
Dlaczego nie możemy w Europie
zbudować wspólnej polityki bezpieczeństwa?
Europejczycy mają za sobą setki lat
wzajemnej nieufności. Od drugiej wojny światowej Europa właściwie
była okupowana: Wschód przez Sowietów, a Zachód był pod wpływem
Amerykanów. Dopiero od 1991r. Europa cieszy się niezależnością.
Zatem ten piękny eksperyment trwa raptem 21 lat. Przez tak krótki
czas nie może zniknąć nieufność. Co więcej, Unia Europejska
została zaprojektowana w taki sposób, że każdy kraj ma nadzieję,
iż to kto inny będzie ponosił koszty integracji. Być może w
handlu jest to możliwe. W sferze bezpieczeństwa – nie, bo Europa,
nie widzi większych zagrożeń. A gdyby kiedykolwiek Rosja zagroziła
zachodniej Europie, z pomocą mają jej przyjść Amerykanie.
A co zrobią Amerykanie?
Stany Zjednoczone
będą czekać aż Europejczycy sami rozwiążą swoje problemy. A
jeśli do tego nie dojdzie, Stany będą interweniować jak w 1917
czy 1944r. Strategia amerykańska polega na interwencji, gdy leży to
w jej interesie. Podczas zimnej wojny Amerykanie nauczyli się, że
prewencyjnie warto utrzymywać w Europie siły zbrojne, ale musi temu
towarzyszyć zaangażowanie sojuszników.
Amerykanie mają duże wymagania.
Tymczasem wygląda na to, że Europejczycy naprawdę są z Wenus,
używając metafory Kagana. To, co Włosi nazywają lotniskowcem, w
USA jest okrętem desantowym Korpusu Piechoty Morskiej. Mówimy
innymi językami?
Niestety to
prawda. Europejczycy nie czują żadnego zagrożenia i ich wkład w
sojusz jest niezadowalający. Dotyczy to także Polski. Interesujące
natomiast jest to, iż Polacy czasami myślą, że traktujemy swoje
zobowiązania sojusznicze niepoważnie. Nic bardziej mylnego. Z
amerykańskiego punktu widzenia ważne jest to, by Polska mogła
obronić się przez trzy miesiące sama. Inaczej pomoc po prostu nie
będzie mogła nadejść. Jeśli kiedykolwiek Rosja zaatakuje Polskę,
to czy znowu kraj upadnie w ciągu sześciu tygodni? W Stanach
poważni analitycy zajmujący się bezpieczeństwem międzynarodowym
znają odpowiedź na pytania, czy Polska jest silnym sojusznikiem i
czy da radę. Oczywiście oni także uważają, że obecnie nie ma ze
strony Rosji zagrożenia. Ale czy tak będzie zawsze?
Pesymista z
pana.
Waszym fundamentalnym problemem jest to, że uzależniacie swoje
bezpieczeństwo od czynników zewnętrznych. Nawet teraz Polacy
patrząc na Stany Zjednoczone nie zawsze rozumieją, że cena sojuszu
musi być wysoka. Tą ceną jest wasz wysiłek na rzecz własnego
bezpieczeństwa, a nie jakaś płatność partnerom. Bez tego wysiłku
sojusze nie funkcjonują, a już na pewno nie sojusze z Ameryką.
Sojusz wojskowy jest jak sport zespołowy.
Ale dlaczego
właściwie mamy płacić taką cenę? Niemcy są do nas dobrze
nastawione, Rosja też na razie chyba nam nie zagraża.
W
1932r. Niemcy też były pokojowo nastawione, a do 1938r. stały się
dominującą potęgą w Europie. Takie myślenie jest ekstremalnie
niebezpieczne. Polacy o wiele lepiej niż inni powinni rozumieć, jak
szybko zmienia się wiatr historii, a sytuacja obiecująca staje się
tragiczna. Nie jestem czarnowidzem. Nie prognozuję, że Niemcy i
Rosja będą zagrożeniem. Ale czy w 1932r. ktoś to prognozował?
Polska ma dziś taką wizję bezpieczeństwa, jakby się wzorowała
na malańkiej Danii. Tymczasem powinna się wzorować na Izraelu.
Izrael wydaje na obronę narodową dominującą część budżetu.
Oni rozumieją, kto jest odpowiedzialny za ich bezpieczeństwo
narodowe. Dania czeka, aż jej ktoś pomoże.
Rzeczywiście
uważa pan sojusz niemiecko-rosyjski za możliwy?
Póki co Niemcy nie chcą zerwać więzi z Francją. Ale gdy relacje
w Europie staną się bardziej skomplikowane, możliwy byłby zwrot
Niemiec w kierunku Rosji. Już teraz Gerhard Schroder jest jednym z
zarządzających w Gazpromie. Relacje gospodarcze między Niemcami i
Rosją, mają dość naturalny charakter, a Rosja zawsze była dla
Niemiec alternatywą wobec sojuszu z Anglikami i Francuzami. Kiedy
więc stosunki francusko-niemieckie staną się trudne, a to jest
możliwe, Niemcy zwrócą się w stronę Rosji.
Co oznaczałby
dla Polski ewentualny sojusz niemiecko-rosyjski?
Dla Polski to zawsze niebezpieczna sytuacja.
Mówi pan tak,
jakby świat miał wrócić do XIXw., gdy istniały silne państwa
narodowe. Naprawdę nie ma telefonu w Brukseli, pod którym załatwia
się poważne sprawy?
Ależ Europa nigdy nie wyszła z epoki państw narodowych, raczej
wyglądało, że wychodzi. Jeśli chcę poważnie porozmawiać o
polityce, to jadę do Berlina, Paryża, Londynu czy Warszawy. Grecy,
Hiszpanie, Niemcy podejmują decyzje biorąc pod uwagę swój interes
narodwy, a nie jakieś abstrakcyjne koncepcje zwane Unią Europejską.
Przypominam, że w Europie tak naprawdę nie ma żadnej unii, raczej
dominuje współpraca ekonomiczna, która nigdy nie przerodziłą się
w sojusz wojskowy. Sojusz ekonomiczny oparty jest na interesach
narodowych, które są dość zbieżne dla poszczególnych członków.
Ale bogactwo, które wspólnota obiecuje każdemu nigdy nie stanie
się faktem i wtedy pojawi się pytanie: kto zacznie tracić na tej
wspólnocie najwięcej. A wtedy trudno będzie utrzymać jedność na
kontynencie.
Ale przecież
jesteśmy w Unii, która ma wspólną politykę zagraniczną i
bezpieczeństwa.
W mniemaniu niektórych mieliście się stać Stanami Zjednoczonymi
Europy i równoważyć siły USA i Rosji. To się nie stanie. W
historii najważniejszy sojusz wojskowy nie był sojuszem
europejskim, tylko europejsko-amerykańskim. Myślię oczywiście o
NATO.
Dlaczego mówi
pan o NATO w czasie przeszłym.
Bo NATO nie funkcjonuje. Częściowo dlatego, że wielu członków
nie ma realnych zasobów wojskowych, a częściowo dlatego, że nie
ma misji ani celów. W tym kontekście musimy się zastanowić, jak
będzie wyglądała przyszła równowaga sił w Europie. O
europejskich krajach często myślimy w kontekście Polski i Rosji.
Ale jakie będą relacje między Niemcami i Francją za 10 czy 15
lat? Teraz oba kraje są związane przez Unię Europejską, ale nie
jest jasne, czym UE będzie za 10-15 lat. Instytucje europejskie są
nieskuteczne, a zdolności militarne Europy – nikłe. Zatem
życzeniowo Europejczycy myśleli, że będą równoważyć Rosję na
poziomie globalnym, ale na poziomie regionalnym okazało się, że to
Rosja przeważa.
Doprawdy? Kilka
lat temu rosyjskie Ministerstwo Obrony opublikowało analizę, z
której wynika, że z Polską i Turcją Rosja nie da rady.
Rosja ma wciąż potężną armię. Na pewno silniejszą od państw
bałtyckich, i pewnie zdolną pokonać Polskę. Więc regionalnie ma
duże zdolności militarne, chyba że jest jakaś zewnętrzna siła,
która może zagwarantować równowagę we wschodniej Europie. Ale
wygląda na to, że jej nie ma.
Może Polska powinna więc zbudować regionalny sojusz w Europie
Centralnej?
To międzywojenna idea Józefa Piłsudskiego. Sojusz ze Słowacją,
Węgrami, Rumunią i Bułgarią może zapewnić Polsce
bezpieczeństwo. Piłsudski rozumiał, że Polska jako lider Europy
Środkowej jest w stanie taki sojusz skoncentrować.
Ale to się
nigdy nie udało.
Ponieważ w latach 30. Niemcy i ZSRR były silne. Teraz Niemcy są
potęgą gospodarczą, ale nie mogą wnieść zbyt wiele do sojuszy
wojskowych. Rosjanie z kolei są bardzo ostrożni. Ale jaki Polska ma
wybór? Macie państwo między Niemcami a Rosją. Żaden Polak nie
może przewidzieć, co się stanie z sąsiadami w przyszłości, a
liderzy politycznie powinni przygotować kraj na najgorsze. Dziś nie
wiadomo, czy Niemcy i Rosja utworzą w przyszłości sojusz
militarno-polityczny, ale Polska na wszelki wypadek powinna być
zdolna do samoobrony.
Wydajemy na
obronę narodową niecałe 1,95 proc. PKB. Nie mamy pieniędzy na
armię według izraelskiego wzorca.
Oczywiście, że macie. Jeśli kraj chce chronić swoje
bezpieczeństwo, wymaga to wyrzeczeń. Jak w Izraelu.
Izrael na obronę
narodową wydaje ponad 6 proc. PKB, a ma podobny udział państwa w
gospodarce co Polska. Na czy oszczędza?
Izrael
pamięta o swojej historii i chroni siebie najlepiej jak potrafi –
kosztem państwa opiekuńczego. Zatem Polacy muszą podjąć jakieś
decyzje. Pamiętajcie, że NATO dziś niewiele znaczy. Nie ma
sojuszu. Są jakieś potkania urzędników i oficerów w Brukseli.
„Fakt, iż
słoń nie chciał skrzywdzić myszy depcząc ją, nie zmienia tego,
że jest ona pokrzywdzona”. To pański cytat. O co panu chodziło?
Nawet jeśli Rosja i Niemcy mają względem Polski jak najlepsze
zamiary, musicie pamiętać, że kierują się własnymi interesami
narodowymi. A Polska leży między tymi krajami.
Wywiad ukazał się w "Rzeczpospolitej" nr 235, 26 września 2012.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz