sobota, 28 lipca 2012

D. Szostakowicz - Kwintet Fortepianowy g-moll op.57


Martha Argerich - Fortepian
Renaud Capuçon - Skrzypce
Alissa Margulis - Skrzypce
Lyda Chen - Altówka
Mischa Maisky - Wiolonczela

wtorek, 24 lipca 2012

W. G. Sebald o Bachu

Myślę że Bach - choć może to zabrzmieć nieco bezczelnie - uśmierza niepokój tych, którzy we własnym przekonaniu niewiele rozumieją z muzyki. Ponieważ słuchając Bacha ma się wrażenie, że wykłada nam tu się muzyczne abc.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Historia Kartelu "Phoebus"

24 XII 1924r. doszło do spotkania, w wyniku którego, powstał pierwszy kartel żarówkowy. Firmy Osram, Philips oraz General Electric doszły do porozumienia w sprawie podziału rynku żarówek. Umowa ta stanowiła, że żarówki nie mogą pracować ponad 1000 godzin, a producenci, którzy naruszą tę zasadę będą karani grzywnami. Warto zauważyć, że żarówka wynaleziona przez Edisona potrafiła pracować przez 1500 godzin, a stan techniki w 1924r. pozwalał na żywotność w granicach 2500 godzin. Kartel służył w rzeczywistości obniżeniu kosztów produkcji oraz negatywnie przysłużył się standaryzacji rynku żarówek. Producenci umówili się na podział rynku na sfrefy:

  • rynek domowy, każdego z producentów
  • brytyjskie terytoria zamorskie pod kontrolą Associated Electrical Industries, Osram, Philips, i Tungsram
  • wspólne terytorium reszty świata
Kartel ten zmniejszył konkurencje na rynku przez ponad 20 lat i wstrzymał rozwój technologiczny. Nazwa kartelu pochodzi od szwajcarskiej korporacji o nazwie "Compagnie Industrielle Phoebus SA Pour le Développement de l'ECLAIRAGE" pod której przykrywką działał.
Umowa początkowo miała wygasnąć w 1955r. lecz wybuch II Wojny Światowej przyspieszył jej zakończenie. W 1948r. reaktywowano pozostałości Phoebusa.

Historia ta zapoczątkowała zmiany na rynku, dotyczące planowego postarzania produktów, w celu uzyskanie większych wpływów ze sprzedaży nowych. Działania takie do dziś można obserwować na rynku.

niedziela, 22 lipca 2012

Jeżeli Europa nienawidzi samej siebie - Joseph Ratzinger

Optymizm w odniesieniu do zwycięstwa europejskiego pierwiastka, który Arnold Toynbee był w stanie utrzymać w mocy do początku lat '60, wygląda na dziwnie nieaktualny. "Z 28 kultur, które zidentyfikowaliśmy... 18 jest martwych, a dziewięć, z dziesięciu pozostałych - wszystkie z wyjątkiem naszej - są śmiertelnie ranne." Kto jest w stanie dzisiaj powtórzyć te słowa? Jaka jest nasza kultura w ogóle, co z niej pozostało? Czy cywilizacja techniki i handlu rozprzestrzeni się zwycięsko na świat obecnej kultury europejskiej? Nie było to raczej zrodzone z końca, w pewien sposób post-europejskiej, antycznej kultury? Widzę tu paradoksalnie synchronię. Zwycięstwo techniczno-świeckiego post-europejskiego świata; z upowszechnienia tego modelu życia i jego sposobu myślenia, związany jest cały świat, ale szczególnie pozaeuropejskie światy Azji i Afryki, będące pod wrażeniem Europejskiego świata wartości, kultury i wiary, na jakiej opiera się jej tożsamość; ten świat zbliża się do końca i właśnie opuszcza scenę, gdyż teraz nadchodzi czas innych wartości pochodzących z Ameryki prekolumbijskiej, z Islamu, z mistyki Azjatyckiej.
Europa, właśnie w tej godzinie pełnego sukcesu, wydaje się być pusta w środku, w pewnym sensie sparaliżowana przez kryzys układu krążenia, kryzys, który jest niebezpieczny dla jej życia, a uciekanie się niejako, do transplantacji, nie pomoże, a jedynie wyeliminuje jej tożsamość. Do tej wewnętrznej pustki podstawowych sił duchowych analogiczne jest, że nawet etnicznie, Europa wydaje się zmierzać ku końcowi.
 

Istnieje dziwny brak pragnienia przyszłości; dzieci, które pojawią się w przyszłości, są postrzegane jako zagrożenie dla teraźniejszości; jedynym pomysłem jest usunięcie ich z naszego życia. Nie są one postrzegane jako nadzieja, lecz raczej jako ograniczenie teraźniejszości. Zmuszana nas to do porównań w Imperium Rzymskim w czasach upadku; ciągle trwało jako historyczna struktura, ale w praktyce było to żerowanie tych, którzy rozpuścili je, ponieważ nie mieli więcej energii życiowych.

"Hello" po edycji...


Hello from Matthijs_Vlot on Vimeo.

sobota, 21 lipca 2012

Pokocham ją siłą woli - Edward Stachura


Wskazała mi fotel i powiedziała:
         - Usiądź, proszę.
        Usiadłem.
Przysunęła do prawej bocznej poręczy fotela krzesło i położyła na nim zapałki i popielniczkę. Po czym ustawiła naprzeciw fotela, w odległości jakichś czterech metrów, drugie krzesło i usiadła też. Przez chwilę patrzyła na mnie w milczeniu. Było w tym patrzeniu coś z tego, jak kiedy się stoi na nabrzeżu portowym i się patrzy na wolno sunący ku kei statek, ale jest on jeszcze trochę daleko i bez małej lornetki nie można rozróżnić twarzy stojących na mostku pasażerów. Coś takiego.
         - Zapal sobie - powiedziała.
Edward Stachura
        Sięgnąłem posłusznie do kieszeni bluzy, wyciągnąłem z paczki papierosa i zapaliłem. Dziewczyna siedziała prosto, opierając się plecami o tył krzesła; stopy i kolana miała mocno zwarte; na kolanach - w miejscu gdzie kraj sukienki - splecione palcami dłonie.
         - Mam ci coś do powiedzenia. Zechciej mnie wysłuchać.
        Zamilkła, spojrzała w okno i znowu na mnie. Ja paliłem i patrzyłem na to wszystko poprzez snujący się fantasmagorycznie dym palonego papierosa.
         - Jesteś mężczyzną; ja, jak widzisz, jestem kobietą.
        I uśmiechnęła się. Miękko, ale nie kocio. Kobieco, ale nie zalotnie. Choć może zalotnie, ale jakoś nieprzewrotnie. I nieznacznie. Bardzo delikatnie. Mnie - co starałem się widzieć wszystko, każdy najmniejszy nawet szczegół mogący być mi pomocny w kontrataku na powszechną i co dzień, i co krok nachalną wulgarność świata - bardzo się ten uśmiech spodobał i spróbowałem odwzajemnić się dziewczynie uśmiechem podobnym.
         - Jestem kobietą - podjęła dziewczyna - i... jak by ci to powiedzieć... no, jestem normalną kobietą.
        Jeżeli to prawda, to dobrze - pomyślałem. To bardzo dobrze. Bo w ten sposób jest już nas przynajmniej dwoje normalnych w tym nienormalnym, chorym świecie.
         - Wszystko, co powiem, to prawda - powiedziała, jakby nie wiem jakim zmysłem wyczuwając, że o tym właśnie przed sekundą myślałem. - Co ty o tym wszystkim pomyślisz, to twoja sprawa, ale musisz mi wierzyć. To dla mnie bardzo ważne. Musisz mi wierzyć.
        Kiwnąłem głową.
         - Jestem normalną kobietą - podjęła dziewczyna - ale od pewnego czasu, od dłuższego już czasu nie ma w moim życiu żadnego mężczyzny. Mogłabym mieć, wybacz mi ten zwrot, ale nie chciałam. Nie tylko dlatego nie chciałam, to też ci chcę powiedzieć, że brzydzę się tą grą, tym łaszeniem się, tym podchodzeniem, tym skradaniem się...
        Tymi ociekającymi słówkami, tym ociekającym wzrokiem, tą ociekającą śliną - dodałem w myśli.
         - ... Kiedy widzę - podjęła - jak to robią inni, czy to mężczyźni, czy to kobiety, kiedy jestem tego przypadkowym świadkiem albo niekiedy obiektem, to nie wiem... chciałabym się schować pod stół albo zniknąć nagle, wyparować, żeby tego nie oglądać. A czasami to... czasami to muszę wyjść do łazienki, bo robi mi się niedobrze. Nachodzą mnie wymioty.
        Niesamowite - pomyślałem. Chyba po raz pierwszy słyszę kogoś, kto mówi o tych sprawach tak, jak ja bym o tym mówił. Niesamowite.
         - Ty nie skradasz się... Pomyślałam najpierw, że może jesteś w kimś zakochany, ale potem pomyślałam, że nie, skądże, że gdyby tak było, gdybyś ty był zakochany, toby to było napisane na twojej twarzy, zapalone w twoich oczach, wyryte w twoich ruchach, w całym twoim zachowaniu, i ja musiałabym to zobaczyć i bym się nie ośmieliła mówić ci tego, co mówię, i powiedzieć tego, co powiem. Co może uda mi się powiedzieć.

Historia Bliskiego Wschodu

czwartek, 19 lipca 2012

Hotel w Kuala Lumpur

Ahmad Izzrafiq Alias/National Geographic Traveler Photo Contest 


Tęczowy człowiek: Podczas moich codziennych zadań lokalnego fotografa, chciałem znaleźć interesujący obraz aby poprawić swoje umiejętności fotograficzne. Kiedy zobaczyłem piękny, kolorowy budynek w samym centrum Kuala Lumpur, człowiek widoczny na zdjęciu nagle pojawił się i wyjrzał. Bez marnowania czasu chwyciłem aparat i czekałem na właściwy moment.

(The Rainbow Man: During my daily assignments as a local press photographer, I need to find an interesting images to improve my own photography skills. As I saw this beautiful colorful building, which is a hotel in the middle of Kuala Lumpur, a man suddenly appeared and looked out. Without wasting time, I grabbed my camera and waited for the right moment.)

Wiesław Włodarski o tym jak osiągnąć sukces

Słowa, które nie mają związku z kulturą, z żadną z jej dziedzin, jednak, uważam że warto je przytoczyć gdyż, szczególnie młodych ludzi mogą krzepić.

Co radziłby pan początkującym przedsiębiorcom?
Żeby przestali wierzyć w iluzoryczny biznes, w którym liczą się kontakty i znajomości. Że kto nie zna Andrzeja, lub Staszka, to niczego nie może zdziałać. Moim zdaniem najważniejsze są plan działania i konsekwentna praca. Niestety, błędów nie można wyeliminować. Ale trzeba ich popełniać mniej niż konkurencja. Jak to osiągnąć? Ciężką pracą i ważeniem każdej decyzji. (Wiesław Włodarski, prezes firmy FoodCare, jednej z najbogatszych ludzi w Polsce.)

Karol Szymanowski - opera "Hagith"

Jeden z mniej znanych utworów Karola Szymanowskiego. Nie doczekał się nigdy wydania fonograficznego. Istnieją jedynie dwa nagrania tego działa - jedno dla potrzeb radiowych z 1964r. oraz z 1972 jako spektakl TVP. Ostatni raz w Polsce na deskach opery została wystawiona we Wrocławiu w 2006r.
W tym tygodniu dojdzie do pierwszego wykonania zagranicznego "Hagith". Premiera odbędzie się w Tetro Colon w Buenos Aires.

Libretto: 
Strudzony życiem, Stary Król nie chce umierać. Lekarz i arcykapłan pragną go utrzymać przez ofiarę z młodego dziewczęcia, które grzałoby go swym ciepłem i oddało życie za niego. Ale stary król nie wierzy nikomu i wszędzie dopatruje się zdrady. Wbrew jego woli koronowano na króla właśnie jego syna. Z gniewem słucha starzec radosnych okrzyków ludu. Gdy przychodzi do niego syn, stary skazuje go na wygnanie. Wieczorem do sypialni Starego Króla wchodzi Hagith, dziewczyna przeznaczona na ofiarę i spotyka Młodego Króla, którego kocha. Widywała go codziennie, gdy koło jej domku przechodził do gaju oliwnego. Arcykapłan ostrzega Hagith, że jeśli nie ulegnie Staremu Królowi zostanie ukamienowana. Arcykapłan i Lekarz odchodzą. Stary Król usiłuje zjednać sobie Hagith, ale ona mówi mu, że go nienawidzi, a kocha Młodego Króla, któremu chce oddać swoje życie. W czasie tej rozmowy Stary Król unosi się gniewem i umiera. Wtedy Hagith wybiega na taras i obwieszcza ludowi, że Stary Król nie żyje. Arcykapłan przekonany, że to Hagith go zabiła, skazuje ją na ukamienowanie. Młody Król chce jej bronić, ale jest już za późno. (Treść libretta przytoczona za "Przewodnikiem Operowym" Karola Stromengera)