poniedziałek, 25 czerwca 2012

Henryk Bereza i Marek Hłasko

Fragment wywiadu niedawno zmarłego krytyka Henryka Berezy o Marku Hłasce, którego odkrył i wypromował.


Kto pierwszy wykonał gest przyjaźni: Hłasko czy pan? 

 - Nasze pierwsze spotkanie było bezsłowne, na schodach, na balu sylwestrowym w Związku Literatów w 1955. Ale po miesiącu już komitywa, całodobowy raj.

Co zaważyło: poglądy, charakter, przeciwieństwa? 

 - Myślę, że podobne odczucie świata. Pesymizm, desperacja były tymi fundamentami.

Pan powiedział kiedyś, że to była "solidarność dwóch cierpień". 

 - To było jakieś niezwykłe utożsamienie. Od razu dopowiem, żeby zaprzeczyć plotkom - nie było w tym żadnych, ale to żadnych zainteresowań homoseksualnych. To było coś bardziej fundamentalnego. Ja z nim przecież dziesiątki razy spałem w jednym pokoju. Bywało, że Marek w nocy przychodził, mówił, że mu zimno, i spaliśmy razem bez żadnych... Byłoby zaszczytem, gdybym mógł powiedzieć, że coś było. Ale nie mogę tego powiedzieć. Żadnej potrzeby tego typu we mnie nie było.

Pan go po prostu kochał, nieseksualnie. Zastanawiam się nad tą wspólnotą cierpienia, o której pan mówi, w tak młodym wieku. Choć właściwie, kiedy nie cierpieć, jak w młodości? 

 - Ja od czasu wojny byłem zgwałcony przez cierpienie, ze wszystkich stron. Jako czternastolatek powziąłem zobowiązanie wobec siebie, że nigdy nie zostanę ojcem. Żeby nikogo nie skazywać na cierpienie. I nawet nie wiem, czy tego dotrzymałem?

Źródło: Gazeta Wyborcza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz