Kapitan artylerii, którego ARMIR (Armia włoska w Rosji)
zwrócił rodzinie 20 stycznia 1943 roku, był człowiekiem o całkowicie
zdruzgotanych nerwach. Powołano go pod broń w wieku trzydziestu pięciu lat już
w pierwszych dniach po wybuchu wojny w Polsce. Najpierw koszary w Cremonie,
następnie wysłany na Bałkany, wreszcie – front rosyjski. Cztery lata w służbie
ojczyzny. Dla niego – który przestrzenie zwykł projektować – zostały zaprojektowane
bezkresne przestrzenie cierpienia i grozy, coraz bardziej otwarte na
niezmierzoną klęskę w wymiarze nie tylko militarnym.
Na nic zdał się pobyt nad morzem w Cesenatico,
elektrowstrząsy w szpitalu neurologicznym w Pawii, troskliwa opieka krewnych i
przyjaciół. 19 lipca, nagle, nadchodzi jego kres. Telefonuje do (wiecznej)
narzeczonej Mariucci, że nie czuje się dobrze i się do niej wybiera. Widząc go
z balkonu, zbiega mu naprzeciw po schodach, ale znajdzie go już bez ducha,
porażonego trombozą, na podeście pierwszego piętra. Z kieszeni wojskowej kurtki
wysypują się zasuszone kwiaty, zerwane nad Donem. Ta oto umiera w swoim Como enfant prodige włoskiej architektury. Miał
trzydzieści dziewięć lat
Jeszcze przez jeden tydzień owego Roku XXI Ery Faszystowskiej
– aż do 25 lipca 1943 – każdemu noworodkowi rasy aryjskiej będzie wydawana
żółta legitymacja z wizerunkiem Duce, Zobowiązująca do obrony, wszelkimi
siłami, a jeśli to konieczne nawet za cenę krwi, sprawy rewolucji
faszystowskiej. To właśnie czynił aż do końca Giuseppe Terrgni, awangardowy
architekt i płomienny faszysta. Właściwa mu była „wiara nie podlegająca
dyskusji, żył nią i jej poświęcił życie”, jak czytamy w katalogu wystawy
urządzonej w mediolańskim Pałacu Triennale („Giuseppe Terragni”, 11 maja-6
listopada 1996r.). Pisze dalej Giorgio Ciucci: „Ogrania nas wątpliwość czy
ostateczne załamanie, depresja, w której się pogrąża, wynikła z uświadomienia
sobie, czym naprawdę było to, w co gorąco wierzy – faszyzm; oznacza ona jednak
wyczerpanie się twórczego napięcia pomiędzy ekspresją własnych emocji a
zaangażowaniem na rzecz zbiorowości. Nie odrzucenie faszyzmu, lecz zerwanie z
własnym istnieniem w obrębie faszyzmu”.
Potrzeba było pół stulecia, by dojść do takiej hipotezy,
która, sięgając prosto do sedna prawdy, przywraca nam bardziej przekonujący
obraz rzeczywistej połowy wieku. Traktować Terragniego jak naiwnego poetę,
zwracając uwagę wyłącznie na czystość stworzonych przez niego form, albo uważać
go za człowieka rozczarowanego (a nawet kryptoantyfaszystę), przytłoczonego
klęską i skazaniu się na niezrozumienie. Albowiem jeśli jest ktoś, kto nigdy
nie uchylił się przed odpowiedzialnością, ciążącą na zawodzie architekta, ani
nie uciekał przed immanentnym skażeniem tej sztuki pogranicza, to właśnie on;
wręcz przeciwnie, zawsze uznawał „moralność” swojego zawodu, pozostając, owszem
nieugięty co do innowacyjnej natury swoich projektów architektonicznych, ale
dostosowując je do społeczeństwa, zleceniodawców, wartości swojej epoki:
faszystowskich Włoch.
Giuseppe Terragni |
W marcu 1931 roku dwudziestopięcioletni Giuseppe Terragni,
rozpromieniony, telegrafuje z Rzymu do inżyniera Attilio, swego brata i
współpracownika: „Inauguracja wystawy racjonalistycznej – Duce wtraził pełną
zgodę na ruch racjonalistyczny. Będę w Como we wtorek. Peppino”. Młody Terragni
ma wszelkie powody do entuzjazmu, gdyż nowe pokolenie architektów awangardowych
przeżywa pełnię miodowego miesiąca z nowym reżimem u władzy. To w galerii
Pietra Marii Bardiego przy via Veneto w Rzymie odbywa się druga Włoska Wystawa
Architektury Racjonalistycznej, o której wspomina Terragni. Pierwszą urządzono
również w stolicy, na przełomie 1927 i 28, w Palezzo delle Esposizioni, pod „patronatem
narodowo-faszystowskiego związku zawodowego architektów oraz
narodowo-faszystowskiego związku zawodowego artystów”. O ile w latach 1927-28
lokomotywą ruchu była „Grupa 7” (stworzona w 1926 roku przez Terragniego oraz
sześciu innych początkujących architektów na fali esprit nouveau ogłoszonego przez Le Corbusiera w „Vers une
archtecture”, 1923), o tyle teraz osią organizacyjną jest Włoski Ruch na rzecz
Architektury Racjonalistycznej (MIAR), założony w 1930 roku przez Adalberta
Liberę.
Burzący ładunek Nowoczesności wybucha także we Włoszech,
jego konsekwencje często doczuwano jako nieprzeparte na mocy sylogizmu, który –
jak to poświadczył już po wojnie Ernesto Rogers – brzmiał tak: „faszyzm jest
rewolucją, architektura nowoczesna jest rewolucyjna, musi więc być architekturą
faszystowską”. I rzeczywiście. Jakkolwiek MIAR rozwiązał się w 1932, ofensywa
racjonalizmu trwała nadal. Wtaz z wystawą 1931 roku – zauważa Antonino Saggio w
swej przepełnionej pasją monografii („Giuseppe Terragni. Vita e opere”, 1995) –
„kończy się okres bojówkarski w
architekturze – jak napisał Terragni na odwrocie pewnej fotografii – ale zaczyna
się także następna faza, trwająca grosso
modo od wystawy 1931 do VI Triennale mediolańskiego 1936, a która, jeśli
uważnie się przyjrzeć, wcale nie przynosi klęski, przeciwnie”. Zaiste jak można
zapomnieć, że w 1937 roku na peryferiach Como, w ludowej dzielnicy Sant’Elia
powstanie najpiękniejsze przedszkole na świecie dzieło o najbardziej
przestrzennej strukturze i inwencyjnej świeżości, jakie Terragni kiedykolwiek
obmyślił? I nawet gdy wokół Marcella Piacentiniego, na ruinach starej
urbanistycznej, specjalnie w tym celu burzonej, i to na gigantyczną skalę, wykształci
się „styl liktorski”, nacechowany retorycznymi budynkami publicznymi i
monumentalnym patosem – także wtedy będzie się nadal rozwijać architektura o
nowoczesnym europejskim oddechu, co widać również w niektórych fragmentach nie
dokończonej dzielnicy Eur, ostatniego tytanicznego przedsięwzięcia, jakie
podjął reżim.
Przedszkole w Sant'Elia, Como |
Jeśli chodzi o nowo budowane miasta, obok mrożącej krew w
żyłach rozmachem swoich brył Littorii (dzisiejsza Latina) wznosi się lekko, ze śródziemnomorskim
wdziękiem, Sabaudia Luigiego Piccinato. To samo w malarstwie: w tych samych
latach, w których Premio Cremona promuje nikczemności realizmu faszystowskiego,
Premio Bergamo przyciąga doskonałe malarstwo (także abstrakcyjne, także
zagraniczne). I choć artyści tej miary, co Sironi lub Carra zdecydują się
przyozdabiać mozaikami pałace władzy, nikt nie przeszkodzi Morandiemu tkwić w
swoim Domu w Bolonii i malować ascetyczne martwe natury (często w owym czasie
wystawiane).
Jak to przekonująco uwidoczniła niedawana londyńska wystawa „Sztuka
i władza. Europa dyktatur 1930-45”, polityki kulturalnej faszyzmu nie można
stawiać w jednym szeregu z tą, jaką prowadziły totalitaryzm komunistyczny i
narodowosocjalistyczny. Włoska dyktatura obrała swoistą drogę pluralistycznej
giętkości, którą moglibyśmy porównać z maoistycznymi „stoma kwiatarami”. Nigdy
nie głosiła państwowej estetyki, nie narzucała oficjalnej doktryny, w której
imię można by skazywać na infamię sztukę zdegradowaną lub burżuazyjny dekadentyzm.
A zwłaszcza żaden artysta nie był nigdy prześladowany ani zmuszony do emigracji
(nie mówiąc o samobójstwie) z powodu swoich idei estetycznych lub form wyrazu.
Prócz tego, że był architektem umiejącym rysować jak mało
kto (i zatrudniał przy swoich projektach takich artystów jak Radice, Fontana,
Sironi), Terragni do 1932 roku uprawiał także malarstwo, odznaczając się
zwłaszcza w portretach. Autoportret w
mundurze, 1929, pozwala nam odczytać kilka cech jego osobowości i klimatu
epoki. Pod względem stylistycznym obraz jest w duchu Sironiego, przeniknięty
aurą „realizmu magicznego”, który zdradza nam gust figuratywny ukształtowany
przez ruch „Novocento” (nie przypadkiem Margherita Sarfatti, autorka hagiografii
„Dux”, wystawiła obraz na drugiej wystawia „Novecento” zorganizowanej wówczas w
Mediolanie). Takie współistnienie „powrotu do ładu” w malarstwie i „awangardy”
w architekturze jest znamienne. Wyraziście ukazuje rozziew chronologiczny
pomiędzy malarstwem a architekturą, cechujący lata dwudzieste.
Koniec awangard artystycznych zbiegł się bowiem z początkiem
architektury awangardowej. Kluczową datą jest rok 1919: podczas gdy Andre Lhote
rzuca na łamach Nouvelle Revue Francaise
hasło „powrotu do ładu”, Walter Gropius zakłada warsztaty Bauhausu. Z jednej
strony zatem Terragni współuczestniczy w doświadczeniach ruchu „Novecento”,
który przejął od grupy „Valori Plastici” skłonność do przywracania ładu po
entuzjastycznym okresie awangardy futurystycznej i metafizycznej. Z drugiej strony
jego styl architektoniczny odwołuje się do Gropiusa i Le Corbusiera, z
wyczuwalnymi wpływami Ericha Mandelshna, radzieckiego konstruktywizmu i,
niekiedy, futuryzmu Sant’Elii.
Jeśli w malarstwie nie będzie już stylu międzynarodowego ani
prądów awangardowych, lecz tylko pewna „skłonność” do nowej przedmiotowości, to
w architekturze z kolei Nowoczesności uda się narzucić rewolucyjny styl
międzynarodowy, rozprzestrzeniający się w kilka lat od Sao Paulo w Brazylii (gdzie
w 1927 roku Gregori Warchavchik buduje pierwszy „dom modernistyczny”) po Pragę
(gdzie w 1928 roku powstaje Veletzni Palac, czechosłowacki prototyp
racjonalizmu). Nie będzie nas zatem dziwić, że w tym samym okresie Terragni
przedstawia (podczas pierwszego z Międzynarodowych Kongresów Architektury
Nowoczesnej – CIAM 1928) projekt planu zagospodarowania przestrzennego Como i
zarazem uczestniczy w wystawie „Novecento” ze swoim autoportretem z 1929 roku.
Płótno Terragniego budzi zainteresowanie również jako
dokument psychologiczny, ukazuje nam, jak on sam się widzi w wieku lat
dwudziestu pięciu, po przejściu pierwszych doświadczeń polityczno-profesjonalnych.
Ze spojrzenia i postawy emanuje przede wszystkim duma kogoś, kto dopiero co
oddał do użytku dom mieszkalny Novocomum (1927-29), pierwszą budowlę
racjonalistyczną zrealizowaną we Włoszech. Narożne dzioby-rufy prują
przestrzeń, nadając budynkowi-„transatlantykowi” dynamiczną horyzontalność,
rozciągniętą ku tafli pobliskiego jeziora. Tę odważną żeglugę – kierowała się
ona ambicją przemiany budownictwa w architekturę – uwieńczy dziesięć lat
później dom czynszowy Giulianiego Frigerio (1939-40), jego ostatnie arcydzieło.
W ten sposób, o 300 metrów od punktu wyjścia, nad brzegiem jeziora Como
dobiegnie końca niezwykła działalność Terragniego, której źródłem i celem było
napięcie pomiędzy techniczną innowacją a ekspresyjnymi poszukiwaniami.
Z autoportretu jasno wynika, poza tym, silna świadomość
kogoś, kto będąc od trzech lat członkiem Partii Narodowo-Faszystowskiej, z
odpowiedzialnością sprawuje funkcję męża zaufania związku zawodowego artystów w
Como. Co więcej: wiemy, że miejscowa Federacja fasci di combattimento (lokalne ogniwo partii_ zamówiła u niego swą
nową siedzibę. Przejawia się tu zaangażowanie, które – wiążąc wizje
konstruktywizmu architektonicznego z konstruktywizmem społecznym – doprowadzi go
do wzniesienia najbardziej dyskutowanego i fascynującego budynku dwudziestowiecznej
architektury włoskiej: Casa del Fascio w Como (1932-36).
Casa del Fascio, Como |
Regularny rytm białego pryzmatu odsyła nas do
hierarchicznego porządku, który zostaje jednak złamany grą prześwitów i
przezroczystości; nasuwa się wizja urzędników na służbie ludu i
obywatela-bojownika, który współuczestniczy i kontroluje. Ten „szklany dom” to
przepiękna koncepcja; zamawiający uznaje ją za swoją, wysyłając tym samym
dwuznaczny komunikat pełen politycznej hipokryzji: rzeczywistość władzy jest
całkiem inna, ale pragnie się, by jawiła się tak, jak ją postrzega artysta. Ta logika
umyka Terragniemu. Podobnie jak fakt, że potęga „piacentinowskich” Pałaców
Sprawiedliwość była odwrotnie proporcjonalna do znaczenia praw obywatelskich w
społeczeństwie faszystowskim. Im częściej ryło się w marmurze
triumfalistycznych fasad sentencję sumus
ad iustitam nati, tym mniej była w mocy autentyczna równość społeczna i
indywidualna. Terragni nie znosił tych pałaców ze względu na ich okropny
wygląd, pozostając wierny gropiusowskiemu funkcjonalizmowi spod znaku less in more (co współbrzmi z hasłem
Loosa „ornament to zbrodnia”). Ale kiedy ma się do czynienia z budownictwem publicznym
w systemach dyktatorskich, nie wystarcza estetyczne obrzydzenie; należy również
żywić etyczną odrazę. Przy bliższym spojrzeniu emfaza, jaką realny socjalizm
nadawał Pałacom Kultury, ujawnia właśnie nieistnienie swobodnej kultury, cechujące te
społeczeństwa. „Także lud ma prawo do kolumnad” (jak utrzymywała demagogia
Łunaczarskiego) okazało się hasłem najbardziej wstecznym i antywolnościowym.
Nie wolno na koniec zapomnieć, że w 1929 roku Terragni
portretuje siebie w mundurze wojskowym. A mundur ten jest „utkany z marzeń” – najgłębiej
utajonych i nieuchwytnych. Duma, z jaką nosi go młody oficer stojący po lewej
stronie obrazu, nie odzwierciedla jedynie fizycznej okazałości mężczyzny (miał
1,90m), lecz sugeruje nam „heroiczną” transfigurację cywila, który swoją
moralną posturą przewyższa podkomendnych, skulonych przy sprzęcie artyleryjskim
i stanowiących jego tło. Jest w tym także awangardowa wojowniczość architekta,
który odkrywa – i tworzy – przyszłość, jak również arystokratyczna szlachetność
ducha prawdziwego poety.
Ale przede wszystkim Autoportret
w mundurze odsłania nam osobisty stosunek autora do mitu śmierci na polu
bitwy i jego głęboki kult dla młodych ludzi, którzy poświęcili życie podczas
pierwszej wojny światowej. To w tym okresie realizuje on pomnie Poległych w
Erbie (1926-32), który nie będąc wprawdzie „ostatnim słowem w materii
racjonalizmu” – jak pisał w liście do swego przyjaciela Bardiego – pozostaje mimo
wszystko pierwszym „nowoczesnym pomnikiem Poległych” wzniesionym we Włoszech.
Projektuje pomnik poległych w Como (1931-33, z białego kamienia z Caraso), do
którego czerpał inspirację z projektu latarni morskiej (1914) autorstwa pochodzącego
z Como futurysty Sant’Elii, zabitego na wojnie w wieku 27 lat. To sugestywne
dzieło wzbudzi podziw zarówno Marinettiego, jak i La Corbusiera. Później Margherita
Sarfatti powierzy mu wykonanie pomnika (1932-38), upamiętniającego jej syna
Roberta, który poległ jako ochotnik mając zaledwie 17 lat.
Idąc drogą pamięci i miłości, z której wyrasta najskrytsza
wrażliwość człowieka i artysty, Terragni zmierza na spotkanie ze swym losem. „Był
to człowiek żarliwej i uczciwej wiary: w Boga i zmitologizowany system, ale
jego dzieło – konkluduje Saggio – byłoby niezrozumiałe bez nadziei wiązanej z
postępem, przejrzystością, skutecznością, funkcjonalnością, czystością nowego ducha”. W naszym stuleciu drogi
nowoczesności były znacznie bardziej kręte niż się sądzi, skoro przecięły także
faszystowskie Como – małą włoską stolicę racjonalizmu u abstrakcji – gdzie działał
geniusz Giuseppe Terragniego.
Zeszyty Literackie nr 58, wiosna 1997r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz