sobota, 28 kwietnia 2012

Wybór wspomnień - W. Bukowiński

Otóż któregoś dnia czerwcowego przejeżdżałem z jednej wioski do drugiej. Droga była daleka, około 30 km. Jechałem kiepską furką zaprzężoną w parę niepozornych koników. Ubrany byłem całkiem niereprezentacyjnie. Dość porządną walizkę miałem ukrytą pod słomą, żeby nie zwracała niczyjej uwagi. Cóż, kiedy droga była przeważnie polna, kiepska furka mocno trzęsła i raz po raz walizka wyskakiwała spod słomy, tak, iż trzeba było kilka razy w drodze przystanąć, aby ją znowu ukryć. Był przepiękny dzień czerwcowy w pełnym blasku popołudniowego słońca. Ani chmurki na niebie. Na prawo od nas obszerna, urodzajna równina, na lewo majestatyczne pasmo gór o szczytach pokrytych śniegiem. I wówczas poczułem się bardzo szczęśliwy i wdzięczny Opatrzności za to, że mnie tam przyprowadziła do tych tak biednych i opuszczonych, a przecież tak bardzo wierzących i miłujących braci i sióstr w Chrystusie. Tego szczęścia doznanego na owej trzęsącej się furce nie zamieniłbym na największe zaszczyty i przyjemności. Nieraz później, zwłaszcza w ciężkich chwilach, jakich mi nie brakowało, przypominałem sobie to olśniewające przeżycie.

Ja mam 2 hasła w mym życiu i pracy. Jedno to jest hasło Jana Bosco: „Lepsze jest najniebezpieczniejszym wrogiem dobrego”. Dru­gie me hasło brzmi: „Co mogę zdziałać dziś, tego nie odkładam na jutro”. Oba te hasła – ściśle zresztą ze sobą związane – do­sko­nale zdają swój egzamin życiowy w mojej obecnej sytuacji. To, co lepsze i najlepsze, jest tu najczęściej nie do osiągnięcia.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz