sobota, 28 kwietnia 2012

Wierzyć, nie wierzyć - Cz. Miłosz

Byłem człowiekiem głęboko wierzącym. Byłem człowiekiem najzupełniej nie wierzącym. Sprzeczność tak duża, że nie wiadomo, jak z nią żyć. Nasunęła mi podejrzenie, że w słowie "wierzyć" kryje się jakaś treść, dotychczas nie zbadana, może dlatego, że jest to raczej zjawisko należące do życia ludzkiej wspólnoty niż do psychologii jednostki. Ani język używany przez wspólnoty religijne, ani język ateistów nie sprzyjały zastanawianiu się nad jego sensem.
Często wydaje mi się, że wyjaśnienie jest tuż-tuż, że niejako unosi się w powietrzu, i że ledwo znajdzie ujęcie w słowach, mnóstwo ludzi wykrzyknie: "Ależ tak! To właśnie mój wypadek!"
Bo są tutaj, obok mnie, w kościele, robią znak krzyża, wstają, klękają, a ja domyślam się, że w ich głowach dzieje się to samo co w mojej, to znaczy bardziej chcą wierzyć, niż wierzą, albo wierzą chwilami. Pewnie nie u wszystkich odbywa się to tak samo, ale jak? I pewnie kilkaset lat temu ta treść w głowach była inna, chociaż już w siedemnastym wieku Pascal notował: "Przeczyć, wierzyć i całkowicie wątpić jest tym dla człowieka, czym bieg dla konia", a w dziewiętnastym wieku Emiły Dickinson powie: "Wierzę i nie wierzę sto razy na godzinę. Przez co wierzenie zachowuje zwinność". (I belieue and disbelieue a hundred times an how, which keeps believing nimbie). Być z nimi, w kościele, jest ważniejsze niż mędrkować na własną miarę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz